Dopóki nie zaczęłam uczyć tylko dorosłych, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo emocjonalną kwestią jest dla wielu osób nauka obcego języka. Usłyszałam już wiele prawdziwych ‘horror stories’ i chociaż mam często ochotę przegryźć tętniczkę każdemu, kto się przyczynił do językowych kompleksów innych, to przynajmniej teraz rozumiem dlaczego dla niektórych pierwsze spotkanie ze mną to ogromny stres. Czy przed pierwszym spotkaniem z lektorem, trzeba się jakoś specjalnie przygotować? Powtarzać czasy? Przygotować ‘coś o sobie’ w języku obcym? Odgrzebywać stare notatki? Tego nie polecam! Polecam coś innego:
Noż cholera, skąd mam wiedzieć jakie są moje oczekiwania!? Wiesz, co się zazwyczaj robi na pierwszym spotkaniu z nowym uczniem? Ustala tzn. ‘piramidę potrzeb’ i sprawdza jaki jest faktyczny poziom językowy tej osoby. Czasami jest to oczywiście lekcja pokazowa, gdzie te szczegóły pomijamy, ale ma to najczęściej miejsce w szkołach językowych, gdzie poziom został już wcześniej zbadany, a my jesteśmy przypisani do grupy i nie mamy zbyt wielkiego wpływu na program zajęć. Więc mamy te potrzeby i oczekiwania oraz poziom językowy. Poziom zostawiamy lektorowi do oceny - jeśli wielu rzeczy nie pamiętasz, to zajęcia są po to, żebyś sobie mógł je przypomnieć. To nie rozmowa kwalifikacyjna, jesteś tam, żeby się nauczyć i rozwijać, a lektor jest od tego, żeby ci pomóc, nie oceniać. Jeśli o mnie chodzi, to nic nie powtarzaj, idź na żywioł, bo w prawie na 100% pójdzie ci lepiej niż ci się wydawało. Czego Pani oczekuje po naszych zajęciach? To jest pytanie klucz i naprawdę warto już wcześniej zastanowić się nad odpowiedzią. Wiem, że pierwsze co się nasuwa to “no, jak to czego oczekuję? Że się nauczę języka!”, ale dla każdego oznacza to co innego, a w dodatku ‘język’ jest baaaardzo obszerny i uwierz, że większość wcale nie chce nauczyć się go w całości. Wyobraź sobie, że masz już cały proces nauki za sobą. Co dokładnie umiesz, w jakich sytuacjach siebie widzisz? Błyszczysz na rozmowie kwalifikacyjnej z zagranicznym dyrektorem HR? Rzuciłeś wszystko, wyjechałeś do Azji, wpadasz na spotkanie couchsurfingowe i jesteś w stanie z każdym porozmawiać, na każdy temat? Prezentujesz wyniki sprzedaży przed zarządem po angielsku/francusku/niemiecku/niepotrzebne skreślić? Oglądasz ‘The House of Cards’ w oryginale? Jedziesz na spotkanie z kontrahentem bez tłumacza? Czytasz dziecku bajki na dobranoc z pięknym, brytyjskim akcentem? Bez stresu dzwonisz na zagraniczny helpdesk? Piszesz artykuł naukowy i po korekcie to nadal ten sam, twój artykuł? Możliwości i motywacji jest tyle, ilu jest uczniów. To, że ktoś potrzebuje języka do pracy, żeby awansować lub żeby pracę zmienić nie jest wcale ‘bardziej motywujące’ niż to, że inna osoba chce się uczyć dla własnej wiedzy lub przyjemności. Jednak określenie tego, co dokładnie chcesz umieć pomoże lektorowi przygotować odpowiedni program, a tobie da punkt odniesienia, umiejętność właściwej selekcji treści i w końcu krótszą drogę do celu. Zerknij w swój kalendarz i ustal priorytety No, dobrze, mamy wizję, wiemy czego chcemy, to teraz kluczowe - szczególnie dla dorosłych - pytania numer dwa: Czy masz w ogóle na to czas? Powiem wprost: nauka języka to długi i żmudny proces. Gdyby ktoś naprawdę wymyślił metodę, która pozwoliłaby uczyć się języków łatwo, szybko i przyjemnie, to prawdopodobnie wszyscy bylibyśmy dzisiaj poliglotami. Oczywiście, czasami nasze potrzeby są bardzo konkretne i jesteśmy w stanie zrealizować je szybko, przy kilku czy kilkunastu spotkaniach, ale najczęściej nauka to po prostu długi proces, w który trzeba zainwestować czas, nie tylko na zajęciach, ale i poza nimi. Jeśli nauka języka nie jest w tej chwili palącą potrzebą, ale za to właśnie urodził ci się dzidziuś / budujesz dom / zaczynasz w pracy nowy, absorbujący projekt / twoje dziecko idzie do pierwszej komunii, a ty razem z nim biegasz na spotkania do szkoły czy kościoła / odeszły 3 osoby z twojego zespołu, a ty pracujesz po godzinach, bo rekrutacja się przeciąga / masz poważne problemy zdrowotne, etc. - to zastanów się czy na pewno to jest ten czas, kiedy chcesz brać na siebie kolejne zobowiązanie. Jako lektor pierwsza idę na barykady machać flagą z napisem ‘uczcie się, ludzie, języków’, ale kim ja jestem, żeby ci mówić jakie masz mieć priorytety? Prawda jest taka, że nie da się robić wszystkiego w tym samym czasie i też odwołałabym po raz kolejny w miesiącu zajęcia, gdyby ekipa remontowa zostawiła mnie z rozgrzebaną robotą, albo dziecko nie wychodziło z powikłań po anginie. Nic jednak w życiu nie trwa wiecznie, remonty i projekty się kończą, dzieci rosną, więc może czasami warto zaoszczędzić sobie nerwów i zaplanować rozpoczęcie nauki na za pół roku lub od przyszłej jesieni? Planuj jak pesymista Ok, wiesz czego chcesz się uczyć, wiesz, że masz na to czas czas (albo, że go nie masz, ale język z jakiegoś powodu jest dla ciebie priorytetem), to teraz wróć znowu do swojego kalendarza i pomyśl, ile czasu (dokładnie!) na naukę poświęcisz. Ja zawsze pytam moich uczniów czy będą odrabiać prace domowe i ile mają na to czasu - jeśli twój lektor o to nie zapyta, to samemu warto mu o swoich wnioskach opowiedzieć. Jeśli jesteś osobą, która poza zajęciami naprawdę nie ma czasu, to bądź szczery. Nauka wtedy potrwa dłużej, ale mi jako lektorowi łatwiej jest zajęcia zaplanować tak, żebyś nadal z tej np. godziny tygodniowo coś wynosił. Prawdopodobnie dostaniesz wtedy mniej nowego materiału i dużo więcej powtórek, ale będziesz szedł do przodu. Powoli, ale skutecznie! Ile tego czasu na ‘pracę własną’ powinnam sobie wygospodarować? Ustal to ze swoim lektorem. Ja staram się planować zajęcia i pracę do domu w taki sposób, żeby mój dorosły uczeń musiał zaplanować sobie dwa ‘posiedzenia’ tygodniowo - jeśli spotykamy się raz w tygodniu, lub jedno ‘posiedzenie’ przed każdą lekcją - jeśli spotykamy się dwa razy. Jedno ‘posiedzenie’ powinno trwać ok 15 do max. 25 minut. Z mojego doświadczenia naprawdę tyle wystarczy! Wpisz ‘posiedzenia’ w kalendarz. Kiedy myślimy w kategoriach 30-40 minut tygodniowo, to prawdopodobnie nie wydaje się to dużo. Nie trzeba wycinać sobie z życia godziny dziennie, wystarczą krótkie odcinki, ważne jest coś innego: ICH JAKOŚĆ (i, oczywiście to, żeby naprawdę były). Ja doskonale wiem, jak wygląda przygotowanie do zajęć w praktyce: na szybko, na 3 min. przed zajęciami, w samochodzie, kiedy musimy się zatrzymać na czerwonym, po nocy, kiedy rodzina pójdzie spać i jest już 02:25, etc. Jeśli masz poświęcić na naukę języka 15 minut dwa razy w tygodniu, zrób to wtedy, kiedy możesz się skupić na zadaniu, masz jasny umysł i nie padasz na twarz ze zmęczenia. Teraz to już w ogóle jestem cwana i w pierwszych tygodniach każę moim uczniom określić po każdych zajęciach DOKŁADNY DZIEŃ I GODZINĘ kiedy będą sobie ‘posiadywać’ nad angielskim. I bezlitośnie sprawdzam. Z czasem wpadają w nawyk i puszczam ich samopas, w końcu to przecież dorośli ludzie ;) Prawda jest jednak taka, że jeśli sobie dokładnie zaplanujesz, że np. we wtorek i czwartek przyjadę 20 min wcześniej do pracy, żeby w ciszy i samotności posiedzieć nad angielskim, to prawdopodobieństwo, że to zrobisz jest dużo większe, niż jeśli pójdziesz na żywioł z myślą, że te 30 minut w tygodniu gdzieś się samo znajdzie. I jeszcze jedna wskazówka z tytułu: nie przesadzaj z optymizmem przy planowaniu czasu na naukę. Jeśli masz zadanie na 20 minut, nie szukaj momentu w ciągu tygodnia, kiedy znajdziesz sobie godzinę spokoju w nadziei, że uda ci się zrobić więcej. Jeśli od ostatnich 2 tygodni odkładasz telefon do matki, bo nie masz czasu do niej zadzwonić - nie planuj, że co tydzień wyczarujesz sobie w kalendarzu 40 minut wolnego czasu. Jeśli uda ci się zrobić więcej niż w planie podstawowym - super, jeśli nie - nic się nie stało, jesteśmy na czysto! Daj kredyt zaufania Ludzie są różni, mają różne potrzeby i oczekiwania i lektorzy też są różni. Nikt nie da ci gwarancji, że osoba, z którą pracujesz jest dobra i skuteczna. Ja od siebie mogę powiedzieć, że lektorzy się szkolą, chcą uczyć mądrze, efektywnie i nowocześnie, inwestują swój prywatny czas i pieniądze, nie osiadają na laurach, więc warto dać takiemu człowiekowi kredyt zaufania. On prawdopodobnie wie, co robi. Jeśli sugeruje jakieś konkretne ćwiczenia, prosi o to, żebyś zmienił jakiś stary nawyk w taki czy inny sposób - spróbuj tego. Wiem, że są rzeczy, które wymagają zrobienia czegoś nietypowego, nowego. Taki shadowing jest moim ulubionym przykładem. Okej, gadanie samemu do siebie, na głos, w obcym języku, nawet w ciemnej piwnicy z dźwiękoszczelnymi ścianami i drzwiami antywłamaniowymi Gerda może powodować pewien dyskomfort. Ale, do cholery, nie poprawisz płynności swojego speakingu przewracając fiszki w Quizlecie, Memrise czy innym nawet najbardziej fancy programie, oglądając po angielsku seriale czy nawet przechodząc całe Duolingo! Żeby ćwiczyć mówienie, musisz mówić, musisz otwierać paszczę i wydawać z niej dźwięki! Po angielsku! Żeby ćwiczyć rozumienie ze słuchu, trzeba słuchać ze skupieniem, tak - z pauzami, przewijaniem do początku, jeśli czegoś nie zrozumieliśmy, zaglądaniem czasem do skryptu i konkluzją, że przez 15 minut pracy przebrnęliśmy przez nagranie o długości 3 minut. I za dwa dni trzeba to powtórzyć. I za tydzień i za dwa tygodnie też. Jeśli po miesiącu uczciwej pracy stwierdzasz, że jakieś ćwiczenie nie daje efektów, wtedy szukajcie dalej, ale nie rezygnuj z często bardzo skutecznych metod, tylko dlatego, że wydaje ci się, że pewnie nie zadziałają. Odwagi i powodzenia w nowym roku szkolnym :)
0 Comments
|