Nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta te zamierzchłe czasy, kiedy w szkole robiło się ściągi. Długopisem, a nie że drukowane mikroskopijną czcionką… Ja robiłam z najbardziej dennego (dla mnie) przedmiotu w jakim miałam nieprzyjemność uczestniczyć, czyli z biologii. Serio, nie pamiętam nic bardziej pozbawionego sensu niż uczenie się co to jest na przykład mitochondrium endoplazmatyczne. I żeby było jasne - nie mam zielonego pojęcia co to jest, po prostu lubię długie wyrazy ;)
Mimo to dzielnie robiłam na lekcjach notatki, a potem ściągi, które zresztą okazywały się zupełnie niepotrzebne, bo w zasadzie doskonale pamiętałam to, co było w moich ściągach. I wiem, że wiele osób ma podobne doświadczenia. Dlatego serce mi krwawi jak widzę, że ta wspaniała metoda przyswajania materiału odeszła w zapomnienie ;) Ale nie o ściągach miało być, tylko o notatkach. Uczę tylko dorosłych i w sumie rozumiem, że trochę ‘wyrośliśmy’ z zeszytów, ale, kurczę, bez przesady! Już dawno zauważyłam, że większość moich uczniów przychodzi na zajęcia nawet bez kartki papieru i długopisu. A to bardzo źle, bo dzięki notowaniu na zajęciach pomagamy naszemu mózgowi zapamiętać więcej. Oto kilka faktów dotyczących procesu uczenia się, które warto znać, żeby trud notowania na zajęciach nie poszedł na marne:
Biorąc pod uwagę powyższe, oto co zalecam przy robieniu notatek:
Tak, wiem, że takie przygotowanie notatek wymaga trochę więcej pracy, ale wzmaga też uważność podczas zajęć. Poza tym jeśli do tej pory robiłeś/aś notatki w postaci listy nowych słów, może okazać się, że kiedy postępujesz zgodnie z moimi wskazówkami notatki są dłuższe, ale tak naprawdę masz dużo mniej nowych informacji do nauczenia się. I to dobrze. Tu nie chodzi o ilość, ale o jakość. Jeśli zrobisz listę 35 nowych słów na zajęciach, to ile z nich pamiętasz za tydzień, zakładając, że będziesz je powtarzać przez 15 minut na dzień przed następną lekcją? (Jestem realistką, wiem doskonale, że większość tak się uczy - a przynajmniej chcę w to wierzyć, bo alternatywą jest ‘w ogóle się nie uczy’.) A jeśli zapiszesz tylko 5 nowych słów, ale z podaniem przykładów użycia, to ile będziesz pamiętać stosując tę samą metodę? Polecam sprawdzić to empirycznie! No i jeszcze jedno: wszystko to dotyczy robienia notatek analogowo, przy użyciu kartki i długopisu, nie na komputerze. Badania amerykańskich naukowców dowiodły, że w tym przypadku tradycyjne metody biją na głowę technologię. Jeśli chcesz dowiedzieć się o tym więcej, kliknij tu.
0 Comments
Tak szczerze mówiąc, to rok 2016 pożegnałam z ulgą. Nie należał do jakiś szczególnie udanych, a że mam dziwną tendencję do życia etapami, to początek nowego roku zawsze napawa mnie bardzo entuzjastycznie. Mimo tego, że tak ogólnie szału nie było, to chciałabym się podzielić moimi hitami minionego roku, czyli wszystkim co mnie urzekło i pomogło w sferze językowej i “ogólnorozwojowej”. 1. BLINKIST Zdecydowanie najczęściej używana przeze mnie aplikacja w 2016. Kocham czytać i uwielbiam kupować książki, ale coraz częściej zdarza mi się, że coś zaczynam, dochodzę do wniosku, że to jakieś wtórne i nie kończę. Blinkist to aplikacja, w której możemy sobie wyszukać interesujące nas pozycje, przeczytać (i wysłuchać) całkiem przyzwoicie stworzonego streszczenia każdego rozdziału i zdobyć nową wiedzę. Nie ma tam powieści ani typowej beletrystyki, raczej książki popularnonaukowe, poradniki, opracowania, etc. Biorąc pod uwagę częstotliwość stosowania, ja zdecydowałam się nawet na wersję płatną, ale w wersji podstawowej dostajemy codziennie nową książkę do przejrzenia. Co prawda nie wybieramy jej sami, ale kiedy jeszcze korzystałam z opcji podstawowej tylko raz trafiło mi się coś kompletnie bez sensu. Wspominałam już, że to wszystko po angielsku? 2. Lyricstraining.com Tym razem strona internetowa z piosenkami do uzupełniania tekstu. Wciągnęłam się na początku roku i fascynacja nadal trwa. Super sprawa do zabawy z dzieciakami i niezłe wyzwanie dla dorosłych (serio, jesteś w stanie napisać 100% tekstu np. z Eminema?!) Możemy się tak bawić w wielu językach, więc zostanie ze mną na dłużej :) 3. DEF Poetry Jam To nie jest odkrycie 2016, bo pamiętam, że oglądałam poszczególne wystąpienia jeszcze na studiach, ale w tym roku wróciłam i regularnie uprawiam ‘binge-watching’. DEF Poetry Jam to dość stara amerykańska inicjatywa związana ze ‘spoken word’, poezją mówioną. To wiersze, które nie są po to, żeby je czytać, tylko po to, żeby ich wysłuchać. Możemy tam posłuchać młodego Kanye (zanim zwariował) i Alicię Keys. W ogóle mamy tu totalną mieszankę kultur, tematów, emocji, akcentów. Uwielbiam i linkuję kilka ulubionych: 4. Planowanie z wyznaczaniem czasu pracy zmieniło moje życie, jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało. Wiem, że nie przyda się każdemu, ale przy moim trybie pracy sprawdza się znakomicie. Zawsze lubiłam planować, żyłam z kalendarzem i listą zadań w ręku, ale nigdy do tej pory nie planowałam dokładnie KIEDY dane zadania mają być wykonane. A przecież kiedyś te prezentacje muszę przygotować, sprawdzić prace domowe, uzupełnić Schoology, znaleźć materiały, etc. Do tego dochodzi cała masa innych zadań, bardziej osobistych, które też trzeba zrobić jeśli mój plan przejęcia władzy nad światem ma się powieść. Teraz na wszystkie zadania priorytetowe wyznaczam konkretny czas i mam dużo większą skuteczność. 5. Zasada ‘według planu, albo w ogóle” A poza tym pozwala mi to wdrożyć jeszcze jeden klucz do skuteczności: kiedy przychodzi ‘godzina zero’ i rozpoczyna się czas przeznaczony na dane zadanie robię to, co zaplanowałam, albo nic. Dosłownie NIC. Siedzę, komputer zamknięty, patrzę na szafę. Przez dokładnie tyle czasu, ile wyznaczyłam na wykonania zadania. Nie ma czyszczenia kotom kuwety, odgruzowywania krzesła, na którym z uporem maniaka mój mąż składuje swoje ubrania, sprawdzania maila, scrollowania fejsbuki. Nawet picia kawy nie ma! A to już wyczyn, bo picie kawy to nie tylko moje jedyne uzależnienie, ale też ulubiony sposób na prokrastynację. 6. W pracy jestem offline No i jeszcze jedna rzecz, jakiej się w tym roku nauczyłam to wyłączanie wszystkiego, co nie jest związane z pracą merytoryczną. Telefon ma wyłączony głos i wibracje (a do tego najczęściej jeszcze zalega gdzieś na dnie torby), nie pracuję przy otwartych skrzynkach mailowych, mediach społecznościowych, etc. Tak, wiem, że dodzwonienie się do mnie w ciągu dnia graniczy z cudem. Ale dziwnym trafem jeszcze nikt nie umarł, a ja dużo rzeczy robię szybciej. 7. Project Gutenberg To strona www z której za darmo i legalnie możemy pobrać literackie klasyki w formie ebooków, audiobooków, albo w formacie pdf. Publikacje w wielu językach (również po polsku), na prawie każdy możliwy temat. To jest strona, którą każdy powinien znać. 8. Reportaże Pozostając w tematach czytelniczych, 2016 był dla mnie rokiem reportaży. Nigdy wcześniej jakoś się specjalnie reportażami nie interesowałam - zawsze kojarzyły mi się z dramatycznymi ludzkimi historiami, które nigdy nie mają happy endu (a ja lubię happy endy!). Szczególne wrażenie zrobiły na mnie 2 pozycje: “Jutro przypłynie królowa” Macieja Wasilewskiego” (mam zimny dreszcz na samo wspomnienie) i “13 pięter” Filipa Springera. Bardzo polecam. 9. Słownik DiCE Jest tak, i trzeba to powiedzieć głośno, że zarówno nauczyciele jak i uczący się języka angielskiego mają z górki. Wszędzie pełno darmowych materiałów, programów, aplikacji, etc. Niestety w przypadku innych języków tak nie jest. Długo, na przykład, szukałam dobrego słownika online, z którego mogłabym korzystać w nauce hiszpańskiego. Z reguły korzystam z glosbe.com, gdzie języków dostępnych jest wiele i to zwykle wystarcza, ale kiedy osiągniemy już wyższy poziom wtajemniczenia, potrzebujemy czegoś więcej. Ja potrzebowałam słownika kolokacji. I znalazłam! Hiszpańsko-hiszpański, dobrze opracowany, cudowny! Do angielskiego polecam oczywiście ozdic.com (jako najlepszy słownik kolokacji) 10. Klima w aucie... Tego chyba nie muszę wyjaśniać ;) |